Jakub Kocząb

Perypetie magów
 

          I miejsce w IX Międzyszkolnym Konkursie Literackim "Nie piszę do szuflady" 2012

          Życie maga wody nie jest takie proste jak się wydaje. Większość z was, zwykłych śmiertelników pewnie myśli, że skoro tak wielka ilość materii co nas otacza składa się z wody, to jest nam łatwo i zawsze możemy się wyręczać naszymi siłami nadprzyrodzonymi. A tak wcale nie jest! To, że możemy zrobić z każdą cząstką wody co chcemy to nie prawda. Magiczna Rada już się zatroszczyła o to, aby we wszechświecie panował porządek i równowaga, to ona podpuszcza każdą z gildii: wody, ognia, lodu, ziemi, metalu, aby szkodziły sobie nawzajem. Dzięki temu nikt nie stanie się tak potężny jak oni. W Magicznej Radzie zasiada dziesięciu typków - magów powietrza, którzy są najpotężniejszymi istotami stąpającymi po ziemi. Każdy z nich mógłby, bez większego wydzielania potu, roznieść dowolną gildię w drobne atomy. Ich liderem jest wszechmocna WW, która jak głoszą legendy jest pochodzenia elfickiego oraz jest w stanie władać każdym rodzajem magii. Nikt, poza Radą jej nie może zobaczyć, a każdego kogo spotka ta przykrość natychmiast ginie od spadającego fortepianu. Wyjątek stanowią osoby szlacheckiego pochodzenia, tym szczęściarzom przypada śmierć od spadającego kowadła, z wyrytą mordką misiaczka.

Więcej…

 


Jakub Kocząb
Jakub to najpiękniejsze imię na świecie

            To, o czym będę tu pisał, nie na najmniejszego nawet związku z jakimkolwiek Jakubem. Nawet żadnego z bohaterów tak nie nazwę. A odpowiedź na pytanie, dlaczego taki tytuł dałem jest prosta - gdy ta książka będzie już stała w każdym domu, na honorowym miejscu w biblioteczce, każdemu rzuci się w oczy tytuł, który będzie wymalowany fluorescencyjną farbą, aby nawet po ciemku nikt go nie ominął. Gdy tak już będzie, kto każdy, gdy usłyszy imię Jakub, odruchowo skojarzy to ze stwierdzeniem, że to najpiękniejsze imię. Genialny plan. A teraz przejdę do opowieści.

Więcej…

 


Jakub Kocząb
Kalectwo się szerzy wśród polskiej młodzieży

                  Kalectwo! Kalectwo i debilizm! Te dwa słowa cisną mi się na usta, gdy tylko pomyślę  o moich rówieśnikach, którzy zaliczają się do tak zwanej młodzieży.

                  Chodzę do II gimnazjum, we wsi obok, i nie mam możliwości zmiany klasy ani szkoły, bo w promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma żadnej innej. Tak w ogóle, to tu, gdzie mieszkam, nie ma nic oprócz szkoły i sklepu spożywczego „Stonka”, gdzie wszystko podobno jest najtaniej. Po zastanowieniu, jest to prawda, bo jest to jedyne miejsce, gdzie można coś kupić do jedzenia, a potem skonsumować bez żadnych skutków ubocznych i wizyty u lekarza bądź farmaceuty. A wracając do mojej klasy (słowa mojej użyłem celowo, gdyż jestem jedynym homo sapiensem, który funkcjonuje w pełnym znaczeniu tego słowa - myślę i rządzę głupim ludem, bo takim się najłatwiej manipuluje i nie obawia się zagrożenia), to chodzi do niej oprócz mnie pięć dziewczyn i dwunastu chłopaków, którzy dzielą się na sześciu, co grają tylko w piłkę nożną, i drugą szóstkę, co nic nie robi albo się nudzi (czasami też łączą te dwie czynności). Z całego grona tylko ja zdaję sobie sprawę z zagrożenia i powagi sytuacji. Tylko ja wiem, co nas czeka, jeśli coś się nie powiedzie i tylko ja jestem przygotowany na nieunikniony atak Orków! Cała reszta kpi sobie z tego i mi nie wierzy, ale nie mam do nich wielkich pretensji, w końcu to zwykli ludzie, a mi, jako Półelfowi przypada obowiązek chronienia tej skarłowaciałej rasy. Dopiero jak zostaniemy zaatakowani przez plugawych Orków, to mi uwierzą i przyjdą do mnie po pomoc. A ja im jej udzielę i wcielę ich do swojej armii. W mojej prywatnej kuźni (niektórzy nazywają to miejsce garażem) wykułem bronie i jestem gotów uzbroić dwudziesto osobowy oddział. Ale zanim wymyślę napiszę o inwazji Orków, opowiem co nieco o moich kolegach z klasy. 

Więcej…